I już minął rok, wycieczki nadszedł czas…
Niczym wehikuł czasu, bus zabiera nas ponownie na Kaszuby. Wyjeżdżamy rano i mkniemy na Kościerzynę. Po kilku godzinach dojeżdżamy, a stąd już zaledwie 7 kilometrów do Debrzyna, urokliwego ośrodka położonego nad jeziorem Długim, otoczonego pięknymi lasami.
Zaraz po przyjeździe zostaliśmy powitani pysznym obiadem (poprzeczka sukcesywnie podnoszona, co posiłek to smaczniejsze jedzenie). Rozlokowanie po pokojach zajęło około godziny. No i czas na zwiedzenie ośrodka i najbliższej okolicy. Boiska do gry, plaża i pomosty to tylko pierwsze atrakcje rzucające się w oczy. Główną atrakcją jest las, który obdarował nas już po kilku minutach pięknymi podgrzybkami i prawdziwkami. Z każdym kolejnym wyjściem owoców leśnego runa przybywało.
Po kolacji przyszedł czas na zajęcia terenowe z survivalu. Starszy szeregowy wojsk desantowych, wprowadził nas w tajniki radzenia sobie w terenie. Wprowadzając wojskowy dryl wyprowadził nas w las. A tam poznaliśmy techniki budowania obozowiska, kilka rodzajów ognisk (i oczywiście sposób rozpalenia przy użycia krzesiwa). Jak na złość deszczowa aura, nie sprzyjała znalezieniu nadającej się rozpałki. Jednakże dzięki chartowi ducha i zaangażowaniu wszystkich uczestników udało się w końcu skrzesać ogień, i mogliśmy cieszyć się blaskiem i ciepłem ogniska. Do przetrwania nie tylko jest potrzebne światło i ciepło, ale także woda. Poznaliśmy techniki pozyskania i filtracji wody. Jak się okazuje, do tego celu można wykorzystać najmniej oczywiste rzeczy. Przydała się stara folia, kawałek butelki, trochę materiału i to co oferuje las (piasek, mech i trochę wypalonego węgla z ogniska). Kolejnym etapem szkolenia było poszukiwanie jedzenia. Tak więc udaliśmy się nad jezioro w celu złowienia posiłku. Niestety wszystkie robaki (podstawowa ogólnodostępna przynęta) pochowały się tak głęboko, że ich miejsce musiała zająć wojskowa konserwa. Na ten rarytas wzbogacony wojskowymi sucharami połasili się uczestnicy, niestety ryby nie. Wymęczeni trzygodzinnymi harcami po lesie poszliśmy spać.
Kolejny dzień powitał nas słoneczną aurą, a panie kucharki, jajecznicą i innymi pysznościami. Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Większa grupa wybrała się na spacer do lasu nad jezioro, natomiast pięciu śmiałków pod okiem terapeuty ruszyło do sklepu. Niby nic trudnego, jednakże 14 km rajd może dać się każdemu we znaki. Ku ogólnemu zaskoczeniu i podziwowi śmiałkowie pokonali trasę z Debrzyna do Kościerzyny i z powrotem w niecałe 3 godziny. Cały wysiłek włożony w marsz kompensowały przepiękne widoki jakie mogliśmy podziwiać w drodze. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni z siebie udaliśmy się na obiad. W międzyczasie reszta grupy korzystała z przejażdżki bryczką po lesie. Roześmiani, rozgadani nie zwracali uwagi na twarde, drewniane ławki na których siedzieli. Dwa potężne konie, bez widocznego trudy ciągnęły powóz, leśną drogą.
Poobiednia sjesta zregenerowała nasze siły. Zebraliśmy się na kolejną atrakcję, zajęcia z pierwszej pomocy. Niestety nasz dowódca z zajęć survivalovych, został pokonany przez trudne warunki i się rozchorował. Ale to nie zniechęciło nas do aktywności, szybko się przeorganizowaliśmy i ruszyliśmy na rajd wokół jeziora Długie. Cisza, spokój, świeże powietrze, czego więcej potrzeba do relaksu.
Biesiada bez grilla się nie obejdzie. Już przed lokalem poczuliśmy aromat pieczonych mięs, szaszłyków i kiełbas. Całości dopełniały sałatki surówki i ogórki kiszone i … SMALEC domowej roboty. I tu muszę zaznaczyć, że panie kucharki po raz kolejny przeszły same siebie. Mięso rozpływające się w ustach idealnie komponowało się z pieczonymi ziemniakami i surówką z kapusty. Eh, zasmakować tego jeszcze raz…
No i nadszedł ostatni dzień. W niewielkiej odległości od Debrzyna, znajduje się niewielka wioska, Juszki, w której można podziwiać tradycyjną architekturę kaszubską. Domy pokryte strzechą, otoczone uporządkowanymi obejściami przykuwały oko i kusiły żeby już tu zostać na stałe.
Wszystko co dobre szybko się kończy, a trzydniowa wycieczka mija jak jeden dzień. Tuż przed piętnastą nasz bus zabrał nas w drogę powrotną do Kołobrzegu. Po niecałych czterech godzinach powitało nas nasze rodzinne miasto. Z uśmiechami na ustach rozeszliśmy się do domów.
Ciekawe gdzie nas rzuci za rok…
J.W.
no images were found