Wycieczka na ruchome wydmy

     10 lipca…złośliwy budzik rozdzwonił się u podopiecznych Powiatowego Ośrodka Wsparcia już po godzinie 05:00 jednak wczesna godzina i lekkie niewyspanie nie rozwiały uśmiechu z zaspanych twarzy. Poranna toaleta, poranna kawa, lekka przekąska i już można ruszać na zbiórkę pod Halę Millenium .

     Gdy już wszyscy zajęli miejsca w autokarze i sprawdzono obecność, pan Stefan nasz pilot, dał sygnał do wyjazdu. Nasz kierowca , pan Sławek skierował autokar na trasę nr.11 w stronę Koszalina. W trakcie jazdy pilot poopowiadał historyczne ciekawostki z naszych regionów.

     W Koszalinie odbiliśmy na trasę w kierunku Słupska, a następnie skierowaliśmy się na Słowiński Park Narodowy.

     Pogoda starała się nas przestraszyć swoją kapryśnością, zachmurzyła się niczym pani Jadzia gdy terapeuci w Ośrodku się z nią nie zgadzają. Próbowała przestraszyć nas mżawką niczym Pan Jan gdy wstanie już od swojego krzesła od stołu i swoim starym zwyczajem zacznie psioczyć na wszystko i na wszystkich. Nic nie było w stanie odwieść nas od zamierzonego celu, więc gdy tylko dojechaliśmy na miejsce raźnym krokiem ruszyliśmy na szlak. Pierwszy odcinek trasy nie sprawił uczestnikom żadnego problemu. W końcu po płaskiej drodze przez las to i o kulach Tomek by doszedł. Niestety wszystko co łatwe szybko się kończy. Gdy podeszliśmy na skraj pierwszej wydmy na twarzy podopiecznych padł blady strach. Kilkunastometrowa góra piachu na którą trzeba było się wspiąć złamała hart ducha co poniektórych osób. Pan Jan podjął wyzwanie z mieszanymi uczuciami, walczył dzielnie ale niestety poległ. Pokonany przez pierwsze wzniesienie usiadł grzecznie na ławeczce i kontemplował otaczającą przyrodę.

     Z każdym metrem dwu i pół kilometrowej trasy uśmiechy uczestników zmieniały się w miny pokutne, niestety wydmy pokonały niejednego śmiałka i tanio piachu nie chciały sprzedać. Zmęczenie, wysiłek, wiatr i osypujący się piach spod nóg pokonały ponad połowę uczestników wycieczki. Tylko nielicznym było dane poczuć zimną toń Bałtyku na dłoniach i rozkoszować się widokiem wzburzonego morza oraz plaży pokiereszowanej minionym sztormem.

     Chwila dla ciała, uzupełnieniliśmy płyny, zjedliśmy coś słodkiego i trzeba wracać. Tym razem wydmy nie pochłonęły nikogo z nas i do autokaru wrócili wszyscy. Pierwszy najtrudniejszy etap za nami. Można ruszać na zwiedzanie kolejnej atrakcji- Muzem Wsi Słowiańskiej w Klukach.

     Wyrazy zdumienia na twarzach, ciche szepty ,, to tak ludzie mieszkali?” wypowiadane przez młodszych uczestników, lub radosne wspomnienia ,, też spałam na zapiecku” u starszych.

     Zwiedziliśmy zrekonstruowaną osadę, zapoznaliśmy się z wyposażeniem domostw, narzędziami i zajęciami z przeszłości. Wszystkich zafascynowało wielorakie zastosowanie torfu przez ówczesnych osadników.

     I tak po spotkaniu z historią i kulturą oraz po heroicznym wysiłku na ruchomych wydmach do głosu doszły nasze żołądki. Stworzyły niesamoitą orkiestrę gdy tylko poczuliśmy aromaty dochodzące z karczmy w Smołdzinie. Czy to popisał się szef kuchni czy też trudy aktywnie spędzonego dnia uwydatnił smak i aromat potraw ? Nie wiem do dzisiaj… Ale mogę stwierdzić, że botwinka i kotlet z piersi kurczaka i bukietem surówek smakował wybornie.

     Na wycieczce fajnie jest, na wycieczce nie nudzi się nikt, więc w górę serca, koniec popasu, zza stołu wstańmy i ruszmy do ostatniego punktu naszego wyjazdu, Muzeum Przyrodniczego w Smołdzinie. Bogactwo fauny i flory nie zawsze uda się zaobserwować w terenie, a dzięki wizycie w Muzem zapoznaliśmy się z ptactwem i innymi mieszkańcami parku oraz okolicznych lasów. Oko się cieszy widząc przepiękne ubarwienie ptasich panów. Krew się mrozi gdy słyszy się o drapieżnej roślinie, rosiczce. Bogatsi o doznania wizualne i o wiedzę, musimy już wracać… Jeszcze tylko drobne zakupy w sklepie z pamiątkami i autokar rusza do Kołobrzegu.

     Nasz pilot, pan Stefan jednak nie odpuszcza. Jeszcze chce nam coś opowiedzieć, jeszcze chce nam upchnąć nieco informacji w naszych głowach w drodze powrotnej. Naprawdę się staraliśmy panie Stefanie coś zapamiętać, ale po takich doznaniach i o tej porze to syzyfowa praca. Mimo wszystko dziękujemy i mamy nadzieję, że się jeszcze zobaczymy na kolejnym wyjeździe. …Więc czas nam do domu, wytrzepać z butów piach, wykąpać się i do łóżka kłaść.

J.W