Oswoić i wyleczyć depresję

     23 lutego obchodzony był jako Światowy Dzień Walki z depresją.  Według WHO depresja jest czwartą najpoważniejszą chorobą na świecie i jedną z głównych przyczyn samobójstw. W ciągu roku na depresję zapada 6-12 procent osób dorosłych i 15 procent w wieku podeszłym.

      O depresji rozmawialiśmy z lekarzem psychiatrą, ordynatorem oddziału psychiatrycznego kołobrzeskiego szpitala Ewą Gizą, prezesem i założycielką  Stowarzyszenia Użytkowników Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej oraz Ich Rodzin i Przyjaciół „Feniks”

      Dziś pierwsza część rozmowy o tym czym jest depresja, jak ją rozpoznać, komu grozi, czy się jej wstydzimy, czy i w jaki sposób pomagać osobie, która może cierpieć na depresję, a jeszcze nie zasięgnęła porady psychiatry.

Za tydzień porozmawiamy o tym, czy można zapobiegać depresji, a jeśli tak, to w jaki sposób.

Pani doktor, czym właściwie jest depresja?

– Depresja ma wiele oblicz i różne stopnie natężenia. Może być chorobą samą w sobie, albo chorobą towarzyszącą, czy współtowarzyszącą chorobom fizycznym, somatycznym lub innym chorobom psychicznym. Może tez przybierać formę depresji maskowanej.

Depresji maskowanej? Cóż to takiego?

– Tak. To depresja przybierająca maskę bezsenności, chorób mięśni, kręgosłupa, uporczywego bólu głowy, dolegliwości przewodu pokarmowego, choćby zespołu jelita drażliwego, czy wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. Gdy jednak dynamikę i przebieg tych dolegliwości  prześledzi klinicysta, może się okazać,  że w leczeniu uporczywego bólu kręgosłupa, czy głowy należy sięgnąć nie po leki przeciwbólowe, a właśnie po antydepresyjne. Przy zaburzeniach snu nie należy wtedy stosować leków bardzo często zalecanych przez lekarzy innych specjalności, zresztą  leków uzależniających, jak benzodwuazepiny: Astazolan, Lorafen, Nitrazepam, czy Tranxene, a podawać leki antydepresyjne. Bo bezsenność może być właśnie objawem depresji. Przy braku leczenia, albo nieprawidłowym leczeniu, po wielu tygodniach niespania, dołącza się wtedy kaskada różnych dolegliwości wyczerpujących zasoby organizmu.

Czy to znaczy, że depresję trudno zdiagnozować? Skąd wiadomo, że to nie zwykła chandra, a już depresja?

– Wedle wszystkich klasyfikacji, które znamy, depresje mogą mieć przebieg łagodny, gdy ludzie przeżywają  krótkotrwałe spadki nastroju, smutek, melancholię, osłabienie.  Wiele osób przezywa takie stany czy to w okresie jesienno- zimowym, czy w przypadku kobiet,  okresie przedmiesiączkowym, po urodzeniu dziecka, pod wpływem różnych problemów życiowych związanych z małżeństwem, z pracą. Większość z nas przeżywa okresy apatii, zniechęcenia, pesymizmu. W zależności od tego jak długo to trwa i jak wpływa na naszą aktywność, widzenie świata i rzeczywistości, diagnozujemy dalej. Jeśli ten czas trwa kilka dni, to nie ma co mówić o depresji, a raczej o potrzebie przewartościowania myślenia, może o większej ilości ruchu, innej diecie, formach aktywności, czy spotkaniu z psychologiem. Są osoby u których takie stany będą wracać. Ale jeśli są świadome, że takie samopoczucie może je opanować  np. przed wiosną, to też mogą  sobie z tym poradzić. Są jednak też osoby, u których taki stan się pogłębia. Zaczynają się izolować, pogłębiają się u nich prześladujące myśli, łaknienia, lęki. Po pewnym czasie widzimy, że mające służyć mobilizacji słowa: „ weź się w garść” na nie nie działają . Widzimy, że ten stan zaczyna rzutować na życie zawodowe, seksualne, rodzinne, bo np. dziecko nie cieszy młodej mamy, jest smutna, zamyślona, a każdy wysiłek, nawet wstanie z łóżka zaczyna ją przerastać. Jeżeli z czasem jest coraz gorzej, ten stan trwa trzeci tydzień, czwarty, to bezwzględnie trzeba by taka osoba skontaktowała się z psychiatrą i po zdiagnozowaniu otrzymała odpowiednie leki.

Problem w tym, że osobom zdrowym, trudno zrozumieć dlaczego ktoś bez jakiegoś wyraźnego powodu, albo nawet borykając się z kłopotami, zapada się w sobie, nie potrafi wstać z łóżka, nie chce się umyć. Osoba zdrowa irytuje się…

– … i zarzuca choremu lenistwo. Zdrowy człowiek mówi: „dobra matka nie dawałaby dziecku kolejny raz jedzenia z puszki”, albo poucza: „jak możesz skazywać swoją rodzinę na taki bałagan?!” itd. Pamiętajmy jednak, że osoby chore na depresję są wobec siebie krytyczne. Wiedzą, że dzieje się z nimi coś niedobrego. Inaczej jest z osobami chorymi na schizofrenię, uzależnionymi od narkotyków, czy alkoholu, które negują, wypierają , racjonalizują swój stan. Oczywiście ten krytycyzm u osoby chorej na depresję nie oznacza, że od razu zda sobie ona sprawę z tego, że potrzebuje pomocy lekarza. No bo jak to? „Nie będę przecież robić  z siebie wariata” – myśli zwykle. Ale poczucie winy, tego że jestem gorszy, beznadziejny, nie zasługujący na dobro i  faktycznie do niczego się nie nadaje, rośnie. Pomoc powinna nadejść możliwie najszybciej. Większość z nas pamięta, że w Kołobrzegu miała miejsce ogromna tragedia, do której doszło właśnie w wyniku głębokiej depresji. Lata temu kobieta skoczyła z molo z 12 – letnim synem. To było tzw. samobójstwo rozszerzone. Warto zadać sobie pytanie, ile czasu i jak bardzo musiała cierpieć w samotności ta kobieta i ile musiało się zadziać w głowie 12 – letniego dziecka, mądrego chłopca, który będąc zdrowym uwierzył mamie, że lepiej się zabić, bo tam dokąd trafią będzie lepszy świat, niż ten w którym przyszło im żyć. To był wielki dramat, do którego doszło po długim czasie rozwoju ciężkiej choroby. Może się ona rozwijać rok, dwa, trzy.  Pacjenci depresyjni, odmawiając pomocy są często opryskliwi, odpychający. Koleżanka, która przyszła zapytać co się dzieje i odczuwa, że jest natrętem. Obrażą się więc, myśląc:  „Chciałam pomoc, ale jak nie, to nie”. Tymczasem ta opryskliwość chorego to jego postawa  obronna.

Co wtedy robić?

– Nie wolno się od osoby w takim stanie odwrócić. Trzeba szukać skutecznej metody działania. Często działa ta dość drastyczna: zbiera się rodzina, czy koleżanki, idą do tego miejsca, w którym ukrył się przed światem chory. Pamiętaj my, że często próbuje się on „leczyć” sam, sięgając po alkohol, czy tabletki nasenne. Trwa w ciemnym mieszkaniu, w brudzie, bałaganie. Taka ekipa ratunkowa wkracza tam i chwyta byka za rogi: sprząta, wietrzy, odsłania, chwyta pod pachy tę popadającą w coraz gorszy stan osobę i przyprowadzają do lekarza psychiatry. Może się okazać, że ta grupa przyjaciół czy rodziny, właśnie uratowała komuś życie.

Podając konkretne przykłady, często mówi Pani o kobietach. Czy to znaczy, że mężczyźni są bardziej odporni na depresję?

– Nie. Jest wręcz odwrotnie. Kobiety są odporniejsze. Może zachorowalność na depresję wśród kobiet jest częstsza, ale dramatyzm jej przebiegu u mężczyzn jest większy. Mężczyźni okupują depresję większym procentem zamachów samobójczych i częstszymi uzależnieniami. Bo mężczyźni rzadko przychodzą się pożalić. Mężczyzna szybciej zamyka się w sobie, zaczyna się izolować, nikogo nie chce prosić o pomoc, bo psychiczne dolegliwości, słabość, nie są w powszechnym mniemaniu męskimi cechami.

Ale też chyba coraz mniej wstydzimy się przyznać, że walczymy, albo walczyliśmy z depresją. O swoich zmaganiach z ta choroba mówią osoby znane: pisarze, aktorzy, piosenkarze i tzw. celebryci. To pomaga?

– Tak. To bardzo ważne. Sama wielokrotnie widziałam w popularnych pismach, czy programach, nawet typu telewizji śniadaniowych, osoby, które świadczą. Depresja to po prostu choroba. A w naszej rzeczywistości, w której dominuje pęd, konkurencyjność, „wyścig szczurów”, wszechogarniający i wszechobecny stres, plus problemy rodzinne, różne kryzysy, bardzo łatwo utracić zdolność radzenia sobie „jak zwykle”. Już nie raz miałam w swoich gabinetach świetnie sytuowane  panie i panów, którzy jeszcze pół roku temu zabiliby nas śmiechem, gdyby ktoś powiedział im, że i ich może kiedyś dopaść depresja. Ale w momencie gdy pojawiły się kłopoty w firmach, na rynku, z wierzycielami, z płatnościami itp., a na dodatek żona porzuciła, czy zdradził mąż, świat się im posypał. Po nieprzespanym tygodniu, dwóch, gdy organizm wyczerpał swoje zasoby, spadła witalność, libido, pojawiły się lęki, znaleźli się na równi pochyłej. Niektórzy z nich z przerażeniem stwierdzali, że boja się wyjść z domu, bo przeraża ich uliczny zgiełk, przestrzeń, czy tłum. Dobrze więc, że   szukając pomocy zwrócili się do psychiatry. Dlatego warto, by właśnie osoby postrzegane jako „dzieci szczęścia”, znane, popularne, podziwiane, chciały dzielić się swoimi doświadczeniami z chorobą, która w sprzyjających jej rozwojowi warunkach, może dopaść każdego. Jeśli powszechnie zyskamy większą wiedzę na temat pierwszych objawów choroby, szybciej da się ją zdiagnozować i leczyć. Zmniejszy się znacznie ryzyko wystąpienia psychozy depresyjnej, w której ratunek musi się pojawić  bez pytania o zgodę, w oparciu o ustawę, bo pozostawienie chorego bez pomocy, może grozić jego samobójcza śmiercią.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiała Iwona Marciniak